Tagi:                                    

Zbyt łatwo kamienujemy dziś ludzi

Z JE księdzem arcybiskupem Sławojem Leszkiem Głódziem, przewodniczącym Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, rozmawia Sławomir Jagodziński

Liczni komentatorzy wydarzeń związanych z upublicznieniem teczki ks. abp. Wielgusa z wielką determinacją starają się przekonać wszystkich do tego, że należy absolutnie i bez zastrzeżeń wierzyć dokumentom i temu, co one sugerują, oraz że absolutnie i bez żadnych zastrzeżeń nie należy wierzyć temu, co mówi i oświadcza ksiądz arcybiskup. Jaki jest tego zamysł? - Jest pewien problem ze słowem "wiarygodność". Trzeba postawić pytanie: kto tu jest wiarygodny. Ze strony oskarżycieli pada: "my jesteśmy wiarygodni", dziennikarze mówią: "my i nasza interpretacja jest jedynie wiarygodna". Z czego jednak wynika wiarygodność dziennikarzy przy tych wszystkich oskarżeniach? Z lania wosku na wodę? Z uczciwego zdobywania wiadomości? Nie. Ktoś dał im możliwość "grzebania", i to często na chybił trafił, w teczkach osobowych, bez żadnych odniesień do różnych kontekstów, choćby tych historycznych. Dziś np. każdy dokument nie może zostać oceniony jako autentyczny, po jednokrotnym, pobieżnym tylko przeczytaniu. Jeśli to ma stanowić materiał dowodowy, potrzeba tu dokonania solidnej, poważnej ekspertyzy. Ci, którzy się tym zajmują zawodowo, wiedzą, że 10, 15 minut nie wystarczy. A mikrofilmy nie są żadnym dokumentem dowodowym i to też trzeba wiedzieć. Wiarygodność księdza arcybiskupa i jego zapewnienie: "nie zdradziłem Chrystusa i Jego Kościoła ani w czynach, ani w słowach, ani w intencjach", wypływają z całej jego dotychczasowej postawy jako kapłana i biskupa.

Ksiądz arcybiskup przyznaje, że był uwikłany w kontakty z PRL-owskimi służbami bezpieczeństwa, ale jednocześnie stwierdza, że nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy swymi czynami czy słowami. W mediach linczujących od jakiegoś czasu nowego metropolitę warszawskiego słyszymy agresywne stwierdzenia. Większość tych słów pada ze strony osób określanych jako publicyści prawicowi, katoliccy, którzy nie wahali się wydać wyroku nawet przed wysłuchaniem drugiej strony... - Trudno się do tego odnieść, każdy ma prawo do własnych wypowiedzi, tylko aby były one po prostu prawdziwe. Bo z ust tych tzw. katolickich publicystów znikają także słowa: "miłość", "miłosierdzie", "spowiedź", "przebaczenie", "nawrócenie", "poprawa"... Przecież my jako katolicy powinniśmy to wszystko brać jako jedną całość naszego życia etyczno-moralnego i w relacji do ludzi, i w relacji do Boga. W związku z tym w wydanym oświadczeniu prosiłem i teraz proszę dziennikarzy z wielką pokorą o zachowanie umiaru i rozwagi w formułowaniu oskarżeń i wyroków. Bo w ostatnich dniach nastąpiły one w sposób zmasowany, stawiając pod ścianą jedną stronę, która nie jest w stanie się nawet obronić. Powątpiewa się we wszystko, co ona powie, nie dając wiary jakimkolwiek wyjaśnieniom. A to wszystko prowadzi do anarchizowania państwa prawa. Tym bardziej że zbyt wielu ludzi cierpi już z powodu lustracji niezgodnej z procedurami ustawowymi. Trzeba ciągle wracać do tych słów Ojca Świętego Benedykta XVI z pielgrzymki do Polski. One były wypowiedziane do duchownych właśnie w archikatedrze warszawskiej, gdzie będziemy w niedzielę przeżywać uroczystości ingresowe. Dziś te słowa z maja 2006 r. przypominam dziennikarzom, bo do nich też się odnoszą: "Trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i innych okolicznościach. Potrzeba pokornej szczerości, by nie negować grzechów przeszłości, ale też nie rzucać lekkomyślnych oskarżeń bez rzeczywistych dowodów, nie biorąc pod uwagę różnych ówczesnych uwarunkowań". I te uwarunkowania były nieraz ponad miarę ludzkiej wytrzymałości! Przecież my wiemy, że człowiek nie jest absolutną doskonałością. W związku z wolną wolą może wybierać, decydować, ale ma też chwile upadków, załamań. Święty Piotr jest tego przykładem. Może mu towarzyszyć lęk, strach... słowem - tyle różnych uwarunkowań. Bo magiel bezpieki był bezlitosny. Walec bolszewicki, komunistyczny tratował ludzi, tratował pokolenia. Niektórzy w ogóle się nie podnieśli po przejściu tego walca, niektórzy wstali, ale do dziś są obolali. A ta boleść pozostała w części w teczkach, w materiałach spreparowanych przez tych, którzy tym walcem kierowali. Dzisiaj korzystają z nich właśnie ci młodzi, gniewni sędziowie o pozach aroganckich, którzy wydają wyroki.

Czy nie za mało czyni się w kierunku ujawnienia tych, którzy tworzyli aparat represji w PRL, obnażenia całego systemu zła z tamtych czasów? - Niestety, widać, że aktualnie w tych sprawach jest raczej czas na wielkie slogany. Oby na tych sloganach się nie skończyło i oby zrobiono coś w tym kierunku. Na razie mamy do czynienia z wyrządzaniem krzywdy i cierpieniem ludzi. To efekt wspomnianego przeze mnie anarchizowania prawa, łamania także postanowień helsińskich - Karty Praw Człowieka i Obywatela.

Czy nie zdumiewa Księdza Arcybiskupa ta wielka determinacja tych "sędziów", aby nie doszło do objęcia stolicy biskupiej w Warszawie przez ks. abp. Wielgusa? - Ingres przecież jest tylko uroczystością liturgiczną, modlitewną. Ksiądz arcybiskup Jaworski np. do tej pory nie odbył ingresu do katedry lwowskiej i jest prawowitym metropolitą lwowskim. Istotę bowiem stanowi objęcie jurysdykcyjne władzy. To się dokonuje przez podpisanie odpowiednich dokumentów i odczytanie dekretów Stolicy Apostolskiej wobec Rady Konsultorów. Archidiecezja już jest od piątku objęta przez nowego arcybiskupa metropolitę, dokładnie od godz. 16.07.

Media jednak chcą - nie po raz pierwszy zresztą - wymusić pewne decyzje na Kościele. Podpowiadają, co mają robić Watykan, biskupi... - Nastąpiło swoiste rozzuchwalenie, oczekuje się, że biskupi będą działać pod dyktando pewnych gremiów. I tu jest wielkie nieporozumienie, bo Stolica Apostolska zawsze z wielką determinacją broniła swojej autonomii i Kościół też. Ojciec Święty zna osobiście księdza arcybiskupa Wielgusa, zna jego dokonania naukowe i duszpasterskie. Przed rokiem przecież odbyliśmy też wizytę ad limina Apostolorum, Papież z nami rozmawiał. Ksiądz arcybiskup Wielgus nie jest kimś znikąd, życie człowieka nie bierze się od wczoraj, życie człowieka trwa dziesiątki lat i na to składają się i cierpienia, i radości, i prace, i dokonania, i służba Kościołowi, i Ojczyźnie. Ksiądz arcybiskup służył wiernie Kościołowi i stąd decyzja Ojca Świętego o jego nominacji na arcybiskupa Warszawy. Papież wiedział, kogo nominuje, zachowane zostały wszelkie watykańskie procedury nominacyjne. Ci, którzy rzucają dziś kamienie, niech przypomną sobie tę ewangeliczną scenę, w której Pan Jezus mówi: "kto jest bez grzechu, niech rzuci kamieniem". Bo zbyt łatwo kamienujemy dziś ludzi. Przed tą psychozą kamienowania trzeba się bronić, bo ona nic dobrego nie wróży. Plebiscyt medialny nie może zastąpić wyroku prawowitego sądu.

Ksiądz Arcybiskup zapewne kontaktuje się z nowym metropolitą warszawskim. Jak on to wszystko przeżywa, jak się czuje? - To, czego doświadczył ksiądz arcybiskup Wielgus w ostatnich tygodniach, jest ponad wytrzymałość normalnego człowieka. Tylko łaska Boża i wiara są w stanie dać siły, aby to znieść. Spotkałem się z księdzem arcybiskupem, rozmawiałem z nim. Trudno, żeby po tym wszystkim był w jakiejś nadzwyczajnej formie. Jest skupiony, spokojny i wierzy z pewnością w miłość, zrozumienie i miłosierdzie.

Co powiedziałby Ksiądz Arcybiskup katolikom w Warszawie, w Polsce, wobec tego linczu medialnego na nowym arcybiskupie? - Może jednym zdaniem. To, co powiedział Benedykt XVI: "Trwajcie mocni w wierze".

Tekst ze strony internetowej "Naszego Dziennika"


Dodaj Komentarz