Tagi:                                    

Irlandzki "profit" Traktatu Lizbońskiego

Bogdan Pliszka. Mniej więcej dwa tygodnie po przyjęciu przez Irlandczyków Traktatu Lizbońskiego (TL), w powtórzonym(!) referendum, w którym to mogli „demokratycznie” pokazać swoje przywiązanie do „wspólnej, europejskiej rodziny”, Unia Europejska składa Irlandii propozycję „załatwcie to sami”. Chodzi o ogromny kryzys finansowy pociągający za sobą zapaść irlandzkiej – będącej nota bene, wzorcową dla premiera Tuska – gospodarki. Irlandia ma do wyboru: albo „skurczyć” swój budżet na 2010 rok o cztery miliardy euro, albo prosić o pomoc... Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Wydawać, by się mogło, że należąca do Unii Europejskiej i wpłacająca regularnie składkę do wspólnego europejskiego budżetu, Irlandia, w sytuacji kłopotów może liczyć na europejską solidarność i jakąś formę pomocy ze strony Komisji Europejskiej czy Europejskiego Banku Centralnego, w końcu tak można rozumieć europejską solidarność czy, bodaj, lojalność?

Najwyraźniej jednak w Brukseli jest ona pojmowana nieco inaczej, bo Irlandia dostała „szansę” samodzielnego wyjścia z kłopotów. Oczywiście nie powinna przy tym łamać europejskiego „prawa” stanowionego przez wybieraną, jakże „demokratycznie” i przed nikim nie odpowiadającą za swoje czyny, Komisją Europejską. Trudno więc wyobrazić sobie, by Irlandia zmniejszyła jakieś podatki w celu rozkręcenia koniunktury czy przyciągnięcia inwestycji.

Co ciekawe jeszcze niedawno Irlandia nazywana była „europejskim tygrysem” i pokazywana jako przykład tego, że integracja europejska niesie ze sobą same profity. Pisząc wprost, sukces Irlandii był naszym, „europejskim” sukcesem! Jednak, jak widać, kłopoty Irlandii są jej, irlandzkimi(!), kłopotami. Wykorzystanie przez Irlandczyków „szansy” powiedzenia „tak” dla TL nic tu jak widać nie zmieniło.